Marek Skrzyński i Andrzej Wolfarth portretują Forda Fairlane 1966
Ten dzień mogę w każdej chwili wyciągnąć z zeszytu pamięci, tak dobrze to pamiętam. Wtorkowe popołudnie. Tego dnia Marek przyjechał do mnie na motorze niezapowiedziany, jak to Marek :)
- Co się guzdrzesz, Wolfi? Jedziemy na polowanie!
- Dokąd to?
- Na wprost!
Chwila zastanowienia i wiem!
Pewien biały samochód, a jego nazwa jest nazwą dawnej posiadłości Henry'ego Forda.
Fairlane, bo o nim mowa, trafił do Polski w latach siedemdziesiątych. Koleje losu sprawiły, że Fairlane trafił na Śląsk, a dokładniej do Jastrzębia-Zdroju. Doskonale się sprawdza powiedzenie, że świat jest mały, albowiem Fairlane należał do męża wychowawczyni Impali. Silnik i motor dawno padły ofiarą przeszczepów na rzecz agregatu Poloneza, który miał tę jedyną zaletę, że mało palił.
Wcześniej, w 1993 roku, wpadl mi w ręce jeden z numerów nieistniejącej już gazety ogłoszeniowej "Auto-Moto-Biznes", a nim anonsik o sprzedaży tego Fairlane. Cena była przystępna: 20 milionów. Tak, tak: milionów. Starych złotych. Nie wiem, zupełnie dlaczego, ale jakoś ten anons pominąłem. Później anons zniknął z rubryki nowszych numerów gazety.
Toteż wielkie było moje zaskoczenie, kiedy wracając do domu, natknąłem się na tego Fairlane. Od razu go rozpoznałem po kolorze i rejestracji (tekst z anonsu). Wóz mi się spodobał i czuć było klimaty lat 60-tych. Później, jak już wsiąkłem w bagno amerykańskiej motoryzacji, poznałem właściciela Fairlane. Młody chłopak jeździł Fairlane'em (wówczas jeszcze granatowym) od czasu do czasu, wzbudzając wielkie zaciekawienie (nie tylko moje) na ulicach Krakowa.
W 1996 roku gość postanowił odnowić potem wóz, i pomalował go na biało, a zderzaki na czarno. Wóz niestety nie był już tak atrakcyjny, o czym miałem okazję przekonać się potem z Markiem. Wóz odnaleźliśmy w podkrakowskiej wsi. Później wóz niszczał i zmieniał właściciela jak rękawiczki, żeby wreszcie trafić w ręce zdolnego mechanika spod Wieliczki. Niektórzy zapewne pamiętają go z aukcji na Allegro.pl.